Dotrzymałam
postanowienia. CV dumnie podążało ze mną w eleganckiej, czarnej teczce, na
przedramieniu wisiała torba Celine, bluza Kenzo, czarna, skórzana spódnica i
botki na obcasie dodawały mi pewności siebie, a aromat kawy z kubka termicznego
trzymał w gotowości. Wchodząc do głównej redakcji angielskiego Elle radość miałam wymalowaną na twarzy,
szłam pewnym, zdecydowanym krokiem i starałam się opanować serce, które biło
jak oszalałe. Dam radę – powtarzałam sobie w myślach. I na co to wszystko?
Usiadłam na pierwszej lepszej ławce w
parku. Doskonale wiedziałam, że przesiadywanie tutaj o tej porze, to nie
najlepszy pomysł, ale nie chciałam wracać do domu, nie miałam na to nawet
najmniejszej ochoty. Zimne, wieczorne, londyńskie powietrze dobrze na mnie
działało. Musiałam ochłonąć. Ściągnęłam szpilki i położyłam je na ziemi,
podwijając obolałe nogi do siebie i opierając głowę o kolana. Nadal nie mogę
uwierzyć w to, jak przez 20 minut moje życie i plany na przyszłość legły w
gruzach. Brakowało mi odwagi, żeby włączyć telefon. Doskonale wiedziałam, że
rodzina i przyjaciele wydzwaniają tysiące razy, odchodząc od zmysłów, żeby
dowiedzieć się jak mi poszło. No właśnie. Jak mi poszło? Nie miałam sobie nic
do zarzucenia, tak sądzę. Starałam się być dość pewna siebie, wypowiadać się
profesjonalnie. Spełniałam wszelkie wytyczne: byłam młoda, kochałam modę,
znałam się na typach sylwetek, materiałów czy krojów, historię mody i najnowsze
kolekcje projektantów znałam na pamięć, zapytana o osobę z tej branży, którą
chciałabym poznać, śmiało odpowiedziałam: Karl Lagerfeld, za wszystko co
zrobił, Alexander Wang, za świeżość i kreatywność, Anna Dello Russo, za
przepych i brak ograniczeń, noszenie tego co chce, tak jak jej się podoba, nie
zwracając uwagi, czy komuś to pasuje, czy nie, co wyraźnie wywołało uśmiech na
twarzy redaktorki. Moje port folio prezentowało się dobrze, co z resztą sama mi
powiedziała i nie szczędziła komplementów w moim kierunku. Dlaczego więc nie
dostałam pracy? Przez szkołę. Fakt, nie byłam w 100% dyspozycyjna, większość
dnia spędzałam na uczelni. Byłam zła na siebie, choć wiedziałam, że nie do
końca to moja wina.
Z torebki wyciągnęłam tanie wino, które
kupiłam po drodze w Sainsbury’s. Nie miałam ochoty myśleć co przyniesie mi
jutro, kiedy muszę wrócić do szkoły, czy dalej szukać pracy, którą swoją drogą
znaleźć musiałam, co było warunkiem, żebym mogła zostać w Londynie. Moja mama
od kilku lat była samotna, z ojcem nie miałam kontaktu, więc chcąc, nie chcąc
utrzymywała mnie sama, robiła wszystko co w jej mocy, żebym mogła spełniać
swoje marzenia. Wiedziałam jednak, że muszę jej pomóc i powoli zacząć zarabiać
na siebie.
Upiłam duży łyk alkoholu. Mimowolnie po moim
policzku spłynęła samotna łza. Kolejny
raz przechyliłam butelkę do ust.
Byłam słaba. Byłam tak cholernie słaba.
Przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Że dostanę od razu pracę, o
której marzyłam od małego, że mieszkanie w Londynie będzie idealne, że nie będę
czuć się samotna. Wszystkim za bardzo się przejmowałam, chociaż próbowałam się
motywować do pozytywnego myślenia (co nigdy niestety nie było moją mocną
stroną). Przecież nie wszystko zawsze musi udawać się za pierwszym razem. To, że nie udało mi się w Elle, nie oznacza od razu, że nie znajdę pracy nigdzie indziej.
Usłyszałam jakieś dziwne szmery i czyjeś
szybkie kroki. Koło ławki, na której siedziałam przebiegła grupa ludzi z
aparatami, najwyraźniej zmieszana i zdziwiona jakiś zdarzeniem. Po chwili zniknęli
z mojego pola widzenia, a koło mnie usiadła jakaś osoba. Byłam już trochę
otumaniona alkoholem i zapewne nie zwróciłabym na nią specjalnie uwagi, gdyby
nie fakt, że zaczęła udawać burzliwą dyskusję ze mną, gdy tłum ludzi znowu
zaczął krążyć koło nas. Dokładniej się jej przyjrzałam. Szerokie dresowe
spodnie, bluza, spod której wystawała biała koszulka, długie, rude włosy,
przykryte w połowie kapturem, sportowe buty i twarz w połowie zakryta szalikiem.
- Ekhem? – chrząknęłam, widząc, że ludzie
ponownie zaczynają się od nas oddalać.
-
Przepraszam za zamieszanie. Jestem … Naomi. – dziewczyna wyciągnęła rękę w moją
stronę. Nie ukrywałam, byłam trochę zdezorientowana, co tak naprawdę się wkoło
mnie dzieje.
-
Caroline. - odparłam, chwytając jej rękę.
- Czyżby
jakieś problemy?
- Aż tak
to po mnie widać? – cicho i ironicznie zaśmiałam się pod nosem.
- Mogę? –
zmarszczyłam brwi i spojrzałam na towarzyszkę. Spojrzała znacząco na butelkę,
którą kurczowo trzymałam w ręce.
- Jasne.
– nawet w najmniejszym stopniu nie myślałam teraz racjonalnie, wypiłam prawie
całą butelkę wina i alkohol powoli zaczynał uderzać mi do głowy.
Patrzyłam
jak dziewczyna ciągnie długi łyk z butelki.
- Co
robisz o tej porze tutaj sama? – spytała. Jej głos był nienaturalnie piskliwy i
wysoki, co nie zmieniało faktu, że wydawała się być bardzo sympatyczna.
- To był
jeden z najgorszych dni w całym moim życiu. Nie chcę cię nim zamęczać. – pokręciłam ręką, w której ciągle trzymałam
butelkę wina, sprawdzając, czy coś w niej jeszcze zostało.
- Dla
mnie też.
Na chwilę
zapadła głucha, trochę krępująca cisza.
- Mam
rozumieć… nie chcesz o tym rozmawiać? – spojrzałam na dziewczynę, która
niespokojnie rozglądała się po parku.
-
Szczerze? Wolałabym nie. – na chwilę przerwała – masz może ochotę na drinka?
Wiem, że prawie się nie znamy, ale pomyślałam…
- Z
przyjemnością. – nie pozwoliłam jej dokończyć.
Założyłam botki i podniosłam się z ławki. Nogi bolały mnie
niemiłosiernie, nie byłam przyzwyczajona do kilkugodzinnego chodzenia w
obcasach, ale przecież, czego się nie robi, dla rozmowy kwalifikacyjnej. – Nie
znam jeszcze zbyt dobrze Londynu… Jest jakieś ciekawe miejsce w tej okolicy,
gdzie możemy się napić? – spytałam.
- Tak
jakby. – cicho parsknęła pod nosem – Jak to jeszcze? Nie jesteś stąd?
- Nie…
tak właściwie, mieszkam tu od tygodnia. Przeprowadziłam się z Polski.
-
Naprawdę!? Nie jesteś angielką!? Twój angielski w takim razie jest niesamowity!
-
Dziękuję – uśmiechnęłam się, spoglądając na nią kątem oka.
-
Dlaczego?
- Co
dlaczego? – spytałam zdezorientowana. Moje myślenie było zdecydowanie
spowolnione, przez alkohol.
-
Dlaczego się tu przeprowadziłaś. – dziewczyna cicho się zaśmiała.
- Można
powiedzieć, że to od zawsze było moim marzeniem. Londyn powodował motylki w
moim brzuchu. Interesuję się modą, co ja mówię, moda jest dla mnie wszystkim,
więc postanowiłam się tu przeprowadzić, znaleźć pracę. Nie było łatwo, ale
jakoś udało mi się tu zamieszkać i mimo dzisiejszych niepowodzeń, nie żałuję.
- Jakieś
problemy z pracą?
- Tak…
ale nie chcę o tym rozmawiać. Obiecaj mi, że dzisiaj nie będziemy wspominać
niczego, co nas boli, lub bolało. Idziemy tam, żeby chociaż na chwilę o tym
zapomnieć.
-
Obiecuję – towarzyszka przyłożyła prawą rękę do serca, stanęła na baczność, po
czym przyspieszyła kroku, żeby mnie dogonić. Zaśmiałam się.
Przed moimi oczami pokazał się mały,
ciemny, trochę obskurny budynek z zepsutym neonem, mówiącym coś w stylu ‘pij
ile wchodzi, u nas nikt cię nie ocenia’, jeżeli dobrze przeczytałam. Nie
wywołał on u mnie na wstępie jakiś specjalnie miłych uczuć, ale nie to się
teraz liczyło. Teraz chciałam po prostu uwolnić głowę od myśli, nie ważne gdzie
i nie ważne jak.
Rudowłosa wyprzedziła mnie i otworzyła
przede mną drzwi, tym samym wpuszczając mnie do środa. Nie ukrywałam swojego zdziwienia,
co zapewne zauważyła. Nieczęsto dziewczyny otwierają przede mną drzwi…
Wnętrze budynku było równie ciemne, czarne
ściany, stoliki i skórzane, butelkowo zielone krzesła przy barze, pomieszczenie
było bardzo małe, więc mieściło niewiele osób. Oprócz mnie i Naomi zauważyłam 3 mężczyzn siedzących w
kącie na pufach z kieliszkami w rękach. Podczas gdy ja oglądałam wnętrze
lokalu, dziewczyna zamówiła dla nas pierwszą kolejkę, usiadła na krześle i
poklepała miejsce koło siebie, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść koło
niej.
Z czasem świat zaczynał coraz bardziej
wirować, słowa odbijały się echem, a wszystkie złe myśli odchodziły w
niepamięć. Czegoś takiego właśnie potrzebowałam, upić się, zapomnieć i nie
myśleć o niczym, jakkolwiek to brzmi. Nigdy wcześniej nie poznałam nikogo
takiego, jak Naomi. Ba! Nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym poznać kogoś w tak
dziwny sposób. Znałyśmy się raptem od niecałej godziny, a czułam, jakbyśmy
znały się od wieków! Każdy, nawet najbardziej błahy temat, był czymś, o czym
mogłam rozmawiać z nią bez przerwy, być może dlatego, że byłam pijana… sama nie
wiem.
- Nie boisz się mieszkać sama? To duże
miasto. Nigdy nie wiadomo co może się stać. – dziewczyna spytała, podnosząc
kolejny kieliszek do ust.
- Pewnie,
że się boję. Nie jestem raczej typem samotnika.
- Dlaczego
nie przyjechałaś z rodzicami? Przyjaciółką? Chłopakiem?
- Moi
rodzice nie są ze sobą od 4 lat, utrzymuje mnie mama, tematu ojca wolę nie
poruszać. Nie chciałam, żeby przyjeżdżała tu ze mną, chciałam za wszelką cenę
się usamodzielnić, poza tym w Polsce ma pracę i opiekuje się babcią. Nikt z
moich bliskich od samego początku nie był specjalnie przekonany do faktu, że
chcę spędzić resztę życia w Londynie, łącznie
z przyjaciółkami. Z czasem jednak każda z nich zaczynała bardziej mnie
wspierać, obiecały jak najczęściej mnie odwiedzać, ale żadna nie widziała
swojej przyszłości tutaj. A chłopak… nie mam chłopaka od dobrych 3 lat i póki
co nie chcę się z nikim wiązać. To męczące, a ja zamierzam skupić się tylko i
wyłącznie na pracy. Zero miłości, miłostek, flirtów, czy czegokolwiek. Trzymaj za mnie kciuki.
- Och,
przykro mi z powodu rodziców. – odezwała się po chwili ciszy.
- Nie
przejmuj się, naprawdę nie ma czym, tak jest lepiej. – posłałam jej szeroki,
szczery uśmiech. – Gdzie tutaj jest toaleta? – spytałam i spróbowałam wstać z
krzesła.
- Uważaj!
– dziewczyna podniosła się gwałtownie i objęła mnie w talii, pomagając mi
utrzymać równowagę. – Zdecydowanie za dużo wypiłaś. Idziemy do toalety i
zbieramy się stąd.
Brzmiała
bardzo stanowczo, a jej głos nie był już tak piskliwy. Stał się wręcz… męski?
Po chwili jednak przybrał ten sam, poprzedni ton.
*
Big Ben wskazywał 3.30 w nocy, tak sądzę,
bo nie widziałam wskazówek zbyt wyraźnie. Nie chciałam pytać Naomi o godzinę,
uznałam, że to głupie i wyszłabym na kompletnie pijaną, chociaż obie doskonale
wiedziałyśmy, że to ja wypiłam więcej. Było mi zimno, niemiłosiernie bolały
mnie nogi, a mimo wszystko było mi dobrze, było mi tak cholernie dobrze. Tu i
teraz. Duże krople deszczu powoli zaczynały spadać z prawie czarnego nieba.
Złapałam ją za rękę i przebiegłyśmy przez ulicę, nie patrząc na to, co dzieje
się dookoła. Nie wiedziałam gdzie dokładnie jesteśmy, nie rozpoznawałam nic
znajomego, oprócz Big Ben’a zaglądającego zza budynków i drzew.
-
Powinnaś już iść do domu, położyć się spać. Masz takie zimne ręce! – przytuliła
mnie i zaczęła pocierać dłońmi o moje plecy, próbując mnie rozgrzać.
- Nie
chcę wracać do domu. – wyrwałam się z jej uścisków i tupnęłam nogą. Zaczęłam
zachowywać się jak małe dziecko. Biegałam po uliczce tańcząc i śmiejąc się.
Czułam się swobodnie, nie było tu nikogo innego oprócz nas. Zobaczyłam, że Naomi
zniknęła z mojego pola widzenia.
-
Zaczekaj! – zawołałam i dogoniłam ją. – Chodźmy gdzieś. Opowiedz mi coś jeszcze
o sobie, tak dobrze nam się rozmawia. Nie chcę wracać do szarej rzeczywistości,
do problemów.
- Nie,
Caroline. Zaraz złapiemy taksówkę i jedziesz do domu.
- Dobrze
więc… jak wolisz. Jedziemy do mnie.
- Jesteś
taka uparta! – wywróciła oczami.
- Czyli
się zgadzasz? – uniosłam brwi, oczekując na odpowiedź.
- A mam
inne wyjście?
*
Taksówka zatrzymała się przed kamienicą, w
której mieszkałam. Mimo, że nie była może wymarzonym domkiem z pocztówek,
lubiłam ją. Patrząc na stan tego mieszkania zapewne nigdy, nikogo bym tam nie
zaprosiła, ale Naomi wydawała mi się być bardzo wyrozumiała i kochana, więc nie
chciałam się tym przejmować.
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam
białe drzwi, przekraczając próg i zostawiając je lekko uchylone, tak żeby
dziewczyna mogła wejść. Ściągnęłam buty, bokiem opierając się o ścianę i kładąc
je niechlujnie na dywanie w salonie.
-
Herbaty? – spytałam idąc w stronę kuchni.
-Kawy,
zdecydowanie kawy. Idź się przebrać, strasznie zmokłaś, a ja się tym zajmę.
- Wiesz co… pójdę szybko się wykąpać. Dochodzę
powoli do siebie, zimny prysznic dobrze mi zrobi. Przepraszam za kartony
walające się dosłownie wszędzie i za obecny wygląd tego mieszkania, nie
zdążyłam jeszcze się urządzić, ale mimo wszystko czuj się jak u siebie. Zaraz
do Ciebie wracam. A Ty zdejmij wreszcie ten szalik! W moim pokoju na łóżku leżą
dresy i koszulka, gdybyś chciała się przebrać.
Zaczęłam powoli się rozbierać, przyglądając
się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam okropnie. Włosy zaczęły niesfornie
się kręcić i puszyć, czego kompletnie w nich nienawidziłam, cały makijaż
spłynął ze mnie łącznie z deszczem, pokazując moje wiecznie czerwone policzki i
sińce pod oczami, które obecnie były
wyjątkowo wyraźne, dzięki brakowi snu od tylu godzin i rozmazanej
maskarze. Marzyłam o gorącej, zielonej herbacie, długiej rozmowie i łóżku.
Usłyszałam dźwięk telefonu z sąsiedniego
pokoju, następnie urywki rozmowy. Mimowolnie podsłuchałam parę pojedynczych
zdań, z czego nie byłam dumna. Owinęłam nagie już ciało ręcznikiem, włosy
spięłam w kok i wyszłam z łazienki, chcąc sprawdzić co się dzieje. Jednak
mieszkanie było już puste. Na stoliku w
salonie zauważyłam dwa kubki z kawą i zieloną herbatą, co wywołało u mnie uśmiech
‘Czytasz mi w myślach, N.’ Pod jednym z nich leżała mała, niechlujnie oberwana
karteczka z numerem telefonu. Byłam ciekawa, co tak ważnego mogło wydarzyć się
o 4.00 nad ranem, że wybiegła z mieszkania bez pożegnania… Upiłam łyk gorącego
napoju i wróciłam do łazienki.
~
Hej! Właściwie to nie mam pojęcia co mogę tu napisać. Jestem średnio z niego zadowolona i w sumie tyle. Nie chcę spieszyć się z pisaniem i dodawaniem rozdziałów, ani obiecywać jakiś konkretnych terminów kolejnych postów. Będą pojawiać się po prostu wtedy, gdy po milionach drobnych poprawek uznam, że są w miarę odpowiednie, na to, by "pokazać je światu".
Hej! Właściwie to nie mam pojęcia co mogę tu napisać. Jestem średnio z niego zadowolona i w sumie tyle. Nie chcę spieszyć się z pisaniem i dodawaniem rozdziałów, ani obiecywać jakiś konkretnych terminów kolejnych postów. Będą pojawiać się po prostu wtedy, gdy po milionach drobnych poprawek uznam, że są w miarę odpowiednie, na to, by "pokazać je światu".