wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 1


     Dotrzymałam postanowienia. CV dumnie podążało ze mną w eleganckiej, czarnej teczce, na przedramieniu wisiała torba Celine, bluza Kenzo, czarna, skórzana spódnica i botki na obcasie dodawały mi pewności siebie, a aromat kawy z kubka termicznego trzymał w gotowości. Wchodząc do głównej redakcji angielskiego Elle radość miałam wymalowaną na twarzy, szłam pewnym, zdecydowanym krokiem i starałam się opanować serce, które biło jak oszalałe. Dam radę – powtarzałam sobie w myślach. I na co to wszystko? 

    Usiadłam na pierwszej lepszej ławce w parku. Doskonale wiedziałam, że przesiadywanie tutaj o tej porze, to nie najlepszy pomysł, ale nie chciałam wracać do domu, nie miałam na to nawet najmniejszej ochoty. Zimne, wieczorne, londyńskie powietrze dobrze na mnie działało. Musiałam ochłonąć. Ściągnęłam szpilki i położyłam je na ziemi, podwijając obolałe nogi do siebie i opierając głowę o kolana. Nadal nie mogę uwierzyć w to, jak przez 20 minut moje życie i plany na przyszłość legły w gruzach. Brakowało mi odwagi, żeby włączyć telefon. Doskonale wiedziałam, że rodzina i przyjaciele wydzwaniają tysiące razy, odchodząc od zmysłów, żeby dowiedzieć się jak mi poszło. No właśnie. Jak mi poszło? Nie miałam sobie nic do zarzucenia, tak sądzę. Starałam się być dość pewna siebie, wypowiadać się profesjonalnie. Spełniałam wszelkie wytyczne: byłam młoda, kochałam modę, znałam się na typach sylwetek, materiałów czy krojów, historię mody i najnowsze kolekcje projektantów znałam na pamięć, zapytana o osobę z tej branży, którą chciałabym poznać, śmiało odpowiedziałam: Karl Lagerfeld, za wszystko co zrobił, Alexander Wang, za świeżość i kreatywność, Anna Dello Russo, za przepych i brak ograniczeń, noszenie tego co chce, tak jak jej się podoba, nie zwracając uwagi, czy komuś to pasuje, czy nie, co wyraźnie wywołało uśmiech na twarzy redaktorki. Moje port folio prezentowało się dobrze, co z resztą sama mi powiedziała i nie szczędziła komplementów w moim kierunku. Dlaczego więc nie dostałam pracy? Przez szkołę. Fakt, nie byłam w 100% dyspozycyjna, większość dnia spędzałam na uczelni. Byłam zła na siebie, choć wiedziałam, że nie do końca to moja wina.
  Z torebki wyciągnęłam tanie wino, które kupiłam po drodze w Sainsbury’s. Nie miałam ochoty myśleć co przyniesie mi jutro, kiedy muszę wrócić do szkoły, czy dalej szukać pracy, którą swoją drogą znaleźć musiałam, co było warunkiem, żebym mogła zostać w Londynie. Moja mama od kilku lat była samotna, z ojcem nie miałam kontaktu, więc chcąc, nie chcąc utrzymywała mnie sama, robiła wszystko co w jej mocy, żebym mogła spełniać swoje marzenia. Wiedziałam jednak, że muszę jej pomóc i powoli zacząć zarabiać na siebie.
   Upiłam duży łyk alkoholu. Mimowolnie po moim policzku spłynęła samotna łza.  Kolejny raz przechyliłam butelkę do ust.
   Byłam słaba. Byłam tak cholernie słaba. Przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Że dostanę od razu pracę, o której marzyłam od małego, że mieszkanie w Londynie będzie idealne, że nie będę czuć się samotna. Wszystkim za bardzo się przejmowałam, chociaż próbowałam się motywować do pozytywnego myślenia (co nigdy niestety nie było moją mocną stroną). Przecież nie wszystko zawsze musi udawać się za pierwszym razem. To, że  nie udało mi się w Elle, nie oznacza od razu, że nie znajdę pracy nigdzie indziej.
   Usłyszałam jakieś dziwne szmery i czyjeś szybkie kroki. Koło ławki, na której siedziałam przebiegła grupa ludzi z aparatami, najwyraźniej zmieszana i zdziwiona jakiś zdarzeniem. Po chwili zniknęli z mojego pola widzenia, a koło mnie usiadła jakaś osoba. Byłam już trochę otumaniona alkoholem i zapewne nie zwróciłabym na nią specjalnie uwagi, gdyby nie fakt, że zaczęła udawać burzliwą dyskusję ze mną, gdy tłum ludzi znowu zaczął krążyć koło nas. Dokładniej się jej przyjrzałam. Szerokie dresowe spodnie, bluza, spod której wystawała biała koszulka, długie, rude włosy, przykryte w połowie kapturem, sportowe buty i twarz w połowie zakryta szalikiem.
 - Ekhem? – chrząknęłam, widząc, że ludzie ponownie zaczynają się od nas oddalać.
- Przepraszam za zamieszanie. Jestem … Naomi. – dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę. Nie ukrywałam, byłam trochę zdezorientowana, co tak naprawdę się wkoło mnie dzieje.
- Caroline. - odparłam, chwytając jej rękę.
- Czyżby jakieś problemy?
- Aż tak to po mnie widać? – cicho i ironicznie zaśmiałam się pod nosem.
- Mogę? – zmarszczyłam brwi i spojrzałam na towarzyszkę. Spojrzała znacząco na butelkę, którą kurczowo trzymałam w ręce.
- Jasne. – nawet w najmniejszym stopniu nie myślałam teraz racjonalnie, wypiłam prawie całą butelkę wina i alkohol powoli zaczynał uderzać mi do głowy.
Patrzyłam jak dziewczyna ciągnie długi łyk z butelki.
- Co robisz o tej porze tutaj sama? – spytała. Jej głos był nienaturalnie piskliwy i wysoki, co nie zmieniało faktu, że wydawała się być bardzo sympatyczna.
- To był jeden z najgorszych dni w całym moim życiu. Nie chcę cię nim zamęczać.  – pokręciłam ręką, w której ciągle trzymałam butelkę wina, sprawdzając, czy coś w niej jeszcze zostało.
- Dla mnie też.
Na chwilę zapadła głucha, trochę krępująca cisza.
- Mam rozumieć… nie chcesz o tym rozmawiać? – spojrzałam na dziewczynę, która niespokojnie rozglądała się po parku.
- Szczerze? Wolałabym nie. – na chwilę przerwała – masz może ochotę na drinka? Wiem, że prawie się nie znamy, ale pomyślałam…
- Z przyjemnością. – nie pozwoliłam jej dokończyć.  Założyłam botki i podniosłam się z ławki. Nogi bolały mnie niemiłosiernie, nie byłam przyzwyczajona do kilkugodzinnego chodzenia w obcasach, ale przecież, czego się nie robi, dla rozmowy kwalifikacyjnej. – Nie znam jeszcze zbyt dobrze Londynu… Jest jakieś ciekawe miejsce w tej okolicy, gdzie możemy się napić? – spytałam.
- Tak jakby. – cicho parsknęła pod nosem – Jak to jeszcze? Nie jesteś stąd?
- Nie… tak właściwie, mieszkam tu od tygodnia. Przeprowadziłam się z Polski.
- Naprawdę!? Nie jesteś angielką!? Twój angielski w takim razie jest niesamowity!
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, spoglądając na nią kątem oka.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? – spytałam zdezorientowana. Moje myślenie było zdecydowanie spowolnione, przez alkohol.
- Dlaczego się tu przeprowadziłaś. – dziewczyna cicho się zaśmiała.
- Można powiedzieć, że to od zawsze było moim marzeniem. Londyn powodował motylki w moim brzuchu. Interesuję się modą, co ja mówię, moda jest dla mnie wszystkim, więc postanowiłam się tu przeprowadzić, znaleźć pracę. Nie było łatwo, ale jakoś udało mi się tu zamieszkać i mimo dzisiejszych niepowodzeń, nie żałuję.
- Jakieś problemy z pracą?
- Tak… ale nie chcę o tym rozmawiać. Obiecaj mi, że dzisiaj nie będziemy wspominać niczego, co nas boli, lub bolało. Idziemy tam, żeby chociaż na chwilę o tym zapomnieć.
- Obiecuję – towarzyszka przyłożyła prawą rękę do serca, stanęła na baczność, po czym przyspieszyła kroku, żeby mnie dogonić. Zaśmiałam się.
     Przed moimi oczami pokazał się mały, ciemny, trochę obskurny budynek z zepsutym neonem, mówiącym coś w stylu ‘pij ile wchodzi, u nas nikt cię nie ocenia’, jeżeli dobrze przeczytałam. Nie wywołał on u mnie na wstępie jakiś specjalnie miłych uczuć, ale nie to się teraz liczyło. Teraz chciałam po prostu uwolnić głowę od myśli, nie ważne gdzie i nie ważne jak.
   Rudowłosa wyprzedziła mnie i otworzyła przede mną drzwi, tym samym wpuszczając mnie do środa. Nie ukrywałam swojego zdziwienia, co zapewne zauważyła. Nieczęsto dziewczyny otwierają przede mną drzwi… 
  Wnętrze budynku było równie ciemne, czarne ściany, stoliki i skórzane, butelkowo zielone krzesła przy barze, pomieszczenie było bardzo małe, więc mieściło niewiele osób. Oprócz mnie i  Naomi zauważyłam 3 mężczyzn siedzących w kącie na pufach z kieliszkami w rękach. Podczas gdy ja oglądałam wnętrze lokalu, dziewczyna zamówiła dla nas pierwszą kolejkę, usiadła na krześle i poklepała miejsce koło siebie, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść koło niej.
   Z czasem świat zaczynał coraz bardziej wirować, słowa odbijały się echem, a wszystkie złe myśli odchodziły w niepamięć. Czegoś takiego właśnie potrzebowałam, upić się, zapomnieć i nie myśleć o niczym, jakkolwiek to brzmi. Nigdy wcześniej nie poznałam nikogo takiego, jak Naomi. Ba! Nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym poznać kogoś w tak dziwny sposób. Znałyśmy się raptem od niecałej godziny, a czułam, jakbyśmy znały się od wieków! Każdy, nawet najbardziej błahy temat, był czymś, o czym mogłam rozmawiać z nią bez przerwy, być może dlatego, że byłam pijana… sama nie wiem.
  - Nie boisz się mieszkać sama? To duże miasto. Nigdy nie wiadomo co może się stać. – dziewczyna spytała, podnosząc kolejny kieliszek do ust.
- Pewnie, że się boję. Nie jestem raczej typem samotnika.
- Dlaczego nie przyjechałaś z rodzicami? Przyjaciółką? Chłopakiem?
- Moi rodzice nie są ze sobą od 4 lat, utrzymuje mnie mama, tematu ojca wolę nie poruszać. Nie chciałam, żeby przyjeżdżała tu ze mną, chciałam za wszelką cenę się usamodzielnić, poza tym w Polsce ma pracę i opiekuje się babcią. Nikt z moich bliskich od samego początku nie był specjalnie przekonany do faktu, że chcę spędzić resztę życia w Londynie, łącznie  z przyjaciółkami. Z czasem jednak każda z nich zaczynała bardziej mnie wspierać, obiecały jak najczęściej mnie odwiedzać, ale żadna nie widziała swojej przyszłości tutaj. A chłopak… nie mam chłopaka od dobrych 3 lat i póki co nie chcę się z nikim wiązać. To męczące, a ja zamierzam skupić się tylko i wyłącznie na pracy. Zero miłości, miłostek, flirtów, czy czegokolwiek.  Trzymaj za mnie kciuki.
- Och, przykro mi z powodu rodziców. – odezwała się po chwili ciszy.
- Nie przejmuj się, naprawdę nie ma czym, tak jest lepiej. – posłałam jej szeroki, szczery uśmiech. – Gdzie tutaj jest toaleta? – spytałam i spróbowałam wstać z krzesła.
- Uważaj! – dziewczyna podniosła się gwałtownie i objęła mnie w talii, pomagając mi utrzymać równowagę. – Zdecydowanie za dużo wypiłaś. Idziemy do toalety i zbieramy się stąd.
Brzmiała bardzo stanowczo, a jej głos nie był już tak piskliwy. Stał się wręcz… męski? Po chwili jednak przybrał ten sam, poprzedni ton.

*
    Big Ben wskazywał 3.30 w nocy, tak sądzę, bo nie widziałam wskazówek zbyt wyraźnie. Nie chciałam pytać Naomi o godzinę, uznałam, że to głupie i wyszłabym na kompletnie pijaną, chociaż obie doskonale wiedziałyśmy, że to ja wypiłam więcej. Było mi zimno, niemiłosiernie bolały mnie nogi, a mimo wszystko było mi dobrze, było mi tak cholernie dobrze. Tu i teraz. Duże krople deszczu powoli zaczynały spadać z prawie czarnego nieba. Złapałam ją za rękę i przebiegłyśmy przez ulicę, nie patrząc na to, co dzieje się dookoła. Nie wiedziałam gdzie dokładnie jesteśmy, nie rozpoznawałam nic znajomego, oprócz Big Ben’a zaglądającego zza budynków i drzew.
- Powinnaś już iść do domu, położyć się spać. Masz takie zimne ręce! – przytuliła mnie i zaczęła pocierać dłońmi o moje plecy, próbując mnie rozgrzać.
- Nie chcę wracać do domu. – wyrwałam się z jej uścisków i tupnęłam nogą. Zaczęłam zachowywać się jak małe dziecko. Biegałam po uliczce tańcząc i śmiejąc się. Czułam się swobodnie, nie było tu nikogo innego oprócz nas. Zobaczyłam, że Naomi zniknęła z mojego pola widzenia.
- Zaczekaj! – zawołałam i dogoniłam ją. – Chodźmy gdzieś. Opowiedz mi coś jeszcze o sobie, tak dobrze nam się rozmawia. Nie chcę wracać do szarej rzeczywistości, do problemów.
- Nie, Caroline. Zaraz złapiemy taksówkę i jedziesz do domu.
- Dobrze więc… jak wolisz. Jedziemy do mnie.
- Jesteś taka uparta! – wywróciła oczami.
- Czyli się zgadzasz? – uniosłam brwi, oczekując na odpowiedź.
- A mam inne wyjście?     

*

    Taksówka zatrzymała się przed kamienicą, w której mieszkałam. Mimo, że nie była może wymarzonym domkiem z pocztówek, lubiłam ją. Patrząc na stan tego mieszkania zapewne nigdy, nikogo bym tam nie zaprosiła, ale Naomi wydawała mi się być bardzo wyrozumiała i kochana, więc nie chciałam się tym przejmować.
   Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam białe drzwi, przekraczając próg i zostawiając je lekko uchylone, tak żeby dziewczyna mogła wejść. Ściągnęłam buty, bokiem opierając się o ścianę i kładąc je niechlujnie na dywanie w salonie.
- Herbaty? – spytałam idąc w stronę kuchni.
-Kawy, zdecydowanie kawy. Idź się przebrać, strasznie zmokłaś, a ja się tym zajmę.
 - Wiesz co… pójdę szybko się wykąpać. Dochodzę powoli do siebie, zimny prysznic dobrze mi zrobi. Przepraszam za kartony walające się dosłownie wszędzie i za obecny wygląd tego mieszkania, nie zdążyłam jeszcze się urządzić, ale mimo wszystko czuj się jak u siebie. Zaraz do Ciebie wracam. A Ty zdejmij wreszcie ten szalik! W moim pokoju na łóżku leżą dresy i koszulka, gdybyś chciała się przebrać.
    Zaczęłam powoli się rozbierać, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam okropnie. Włosy zaczęły niesfornie się kręcić i puszyć, czego kompletnie w nich nienawidziłam, cały makijaż spłynął ze mnie łącznie z deszczem, pokazując moje wiecznie czerwone policzki i sińce pod oczami, które obecnie były  wyjątkowo wyraźne, dzięki brakowi snu od tylu godzin i rozmazanej maskarze. Marzyłam o gorącej, zielonej herbacie, długiej rozmowie i łóżku.
     Usłyszałam dźwięk telefonu z sąsiedniego pokoju, następnie urywki rozmowy. Mimowolnie podsłuchałam parę pojedynczych zdań, z czego nie byłam dumna. Owinęłam nagie już ciało ręcznikiem, włosy spięłam w kok i wyszłam z łazienki, chcąc sprawdzić co się dzieje. Jednak mieszkanie było już puste.  Na stoliku w salonie zauważyłam dwa kubki z kawą i zieloną herbatą, co wywołało u mnie uśmiech ‘Czytasz mi w myślach, N.’ Pod jednym z nich leżała mała, niechlujnie oberwana karteczka z numerem telefonu. Byłam ciekawa, co tak ważnego mogło wydarzyć się o 4.00 nad ranem, że wybiegła z mieszkania bez pożegnania… Upiłam łyk gorącego napoju i wróciłam do łazienki.
   
~
Hej! Właściwie to nie mam pojęcia co mogę tu napisać. Jestem średnio z niego zadowolona i w sumie tyle. Nie chcę spieszyć się z pisaniem i dodawaniem rozdziałów, ani obiecywać jakiś konkretnych terminów kolejnych postów. Będą pojawiać się po prostu wtedy, gdy po milionach drobnych poprawek uznam, że są w miarę odpowiednie, na to, by "pokazać je światu".